NOCNA WĘDRÓWKA z Bratem Mrozem

Skostniały świat zasłonił usta – śnieżną ciszą. Ozięble pozdrowił szczypaniem policzków. U nas przyprószyło ledwie, leciutko. I mróz dobry chwycił. Po tak długim okresie szaroburej, nijakiej pogody, stopniowego pogrążania nastroju w otchłań mroku, wszystko wnet we mnie odżyło. Odtajało wspomnieniami zimowych wędrówek. Tafle polnych kałuż i rowki – skuły się okowami chłodnej twardziny. To wystarczyło, by wawabić z domu wędrowca 😉

Przed szarą ścianą lasu stoję i nasłuchuję. Nie chcę wtargnąć tam znienacka, tak pózną porą. Ciemno i odchodzą z horyzontów chmury. Prawie nie wieje. Podążam nieznacznie zabieloną dróżką. Może siwą. Błoto nareszcie umarło. Pod butami tylko grudy trzeszczą i pękają donośnie, zapowiadając wszem i wobec, że z podchodu i obserwacji zwierząt dzisiaj nici. Ale można iść do drzew. Te czekają zawsze.

Korzystam z dobrodziejstw rozgrzewającego marszu. Postoje krótsze niż zazwyczaj. Do drzew zachodzę dopiero gdy nabiorę w sobie więcej ciepła. Dziwnie je tak mijać bez słowa, ale one wiedzą. Rozumieją. No nie jestem drzewem, by stać ileś godzin na mrozie. Kiedyś mi się zdawało, że jestem to…

Nad rzeką Samicą wita mnie bobrowy rozlew. Budowniczowie tworzą jakiś przepust. I tęskne wyczekiwanie tutejszych kasztanowców. Przytulam jednego z nich. Liście chrzęszczą diabelnie. Pluskają wnet dwa zwierzaki – jeden śmigle umyka ze stromego brzegu do wody. To wydra!

– Ahoj…

W drugiej odnodze rzeki, pluszcze gromko bóbr. Zwierzęta pracowały tu sobie, i zaraz muszę iść, nie chcąc ich dłużej opóźniać w robocie. Nocne prace nad tamą, zimową porą to wyzwanie i ważna rzecz. No nic tu po mnie…

Wnurzam się w ciemną, gęstą połać Puszczy, maszerując jedną z mniej uczęszczanych dróżek. Tak dawno mnie tu nie było, że aż mi nieswojo. To nie jest tak, że się wcale nie boję.

To się trochę oswaja, jest jakieś przyzwyczajenie, ale rzadko mam efekt WOW – FLOW – 100% komfortu. Strachy lubią wracać i zaśmiewać się z trwożliwych spojrzeń. Czujnie rozglądam się na boki, ale idąc staram się zrobić w sposób wyważony, jak najwięcej ‘’hałasu’’. To po to, aby przebywające w boru zwierzęta, mogły ze spokojem osłuchać się, że idzie człowiek. Przeczekać lub oddalić. A i nie startować z krzaków na oślep. To nie sprzyja nikomu. Zresztą po tych zmrożonych liściach, nie dałoby się inaczej. Lepiej wiedzmy o sobie po prostu.

Z mrocznych głębin, zaczyna nawoływać niedaleki Puszczyk. Jego huczący zew z łatwością przenika skostniałe gęstwiny i odbija echem w sędziwej dąbrowie.

Oho, myślę sowy zwołują się na łowy. Pózna pora w kniei. I dobra wróżba na dalszą wyprawę. Cieszę się jak głup, z tych sów. Zupełnie się ich dzisiaj nie spodziewałem. Nocne ‘’strachy ‘’wypełzają na jawie ze snów. Przystaję, i delektuję klimatem. Siwa, zimowa noc, i miękkie echo snujące się niemrawo. W takich warunkach jak dziś – zapowiedz udanej uczty. Za kilka chwil jękliwie odpowiada mu pani Puszczykowa. Jestem wtedy spokojny. Wiem, że ptaki się odnalazły i polecą razem polować.

Mijam kąpieliska dzicze i złudne doły. Spodnie co i raz szarpią pędy zuchwałych jeżyn. Wreszcie docieram do celu. Sterta pniaków sosnowych, na których można wypocząć. Tu widok jest na całą dolinę i bagniska. Bardzo dobre miejsce do nasłuchu. Gromko odzywają się kaczory – samce krzyżówki. Jakby wyśmiewały wszystko wokół.

Do tamy bobrowej dzisiaj dlatego nie pójdę. Kaczki muszą tam właśnie nocować. Gdybym się zbliżył, odlecą, a po co.

Dziś nie jestem nachalny wobec drzew. Choć za wszystkimi tęskniłem. Podchodzę jedynie na wyrazne werbalne wezwanie, lub mocny impuls. Po drodze spotykam się z dwoma sosnami. Na widok jednej, w sercu rozlewa się ciepło. To właśnie ją, udało się ocalić już dwa razy przed bezmyślną wycinką. Jest krzywa, i wyrosła łukowato, nietypowo jak na tą okolicę. Trochę jak nad morzem. I żyje wciąż, dzięki mnie. Chyba pierwszy raz, tak głęboko doświadczam tego uczucia.

Po kolejną zasiadam w odpoczynku i dla zmitrężenia ciepła. To taka przodowniczka, rośnie na skraju boru. Mijana całe życie, aż wreszcie zacząłem ją zauważać. Albo ona mnie. Czasem każda wyprawa, zadziewa nowe, leśne znajomości. Sosna jest uważna i zaintrygowana, choć również zdystansowana i wyniosła. Powoli daje się poznawać. Przestrzeń wokół jej pnia, to jak wymiar innego świata. Zaraz czujesz się inaczej. Zmienia się perspektywa. Najlepiej bym się stąd nie ruszał. Mróz usypia, a sosnowa energia działa ożywczo i rozjaśnia umysł. Klaruje myśli. Daje poczucie pewności i osadzenia.

Dopiero po kilku godzinach pobytu w ciemnościach, samotności, i nieznanego, czuję jak rozmaite ciężary z serca gdzieś ‘’schodzą’’. To też na pewno zasługa drzew.

A potem pokazał się księżyc. Lekko przyćmiona po pełni tarcza, zawisła rozlewając złote iskrzyki nad uśpionymi polami i przyczajonym lasem. Dojrzał najlepszy czas.

…Ziemia zadrżała, zaśpiewała z radością, pod ciepłymi butami wędrowców, co to szurały szorstko, po twardych, zmarzniętych grudach. Oczyma Duszy widzę jak podobni do mnie, szykują plecaki, przywdziewają czapy, płaszcze, kurtki, odziewają szaliki i zapinają na pasach lornetki. Ruszają w pola i lasy – na spotkanie swego spokoju i przygód.

Może to tylko… majaki?

_________________________
_________________________

Hej Czytelniku! To starsze opowiadanie z 2022 roku, które na blogu ląduje z poślizgiem zaległości. Obecnie wszystkie najnowsze teksty zamieszczam już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Trafiają tam opowiadania, ciekawostki, filmy, drzewne przesłania i wiele innych. Jeśli masz ochotę przeżywać te wpisy, mieć do nich dostęp razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty w niej publikowane, w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko tam. Obecność w niej daje Ci bardzo konkretne zniżki na nasze kniejowe wyprawy i wszystkie warsztaty.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy. Im dłużej zwlekasz z decyzją, tym większe robią się zaległości w czytaniu 🙂

Wszystkiego leśnego!




Rapsodie jesiennego lasu. Co kryją miejsca, do których boisz się wejść?

Tu nagle przystaję. Tajemniczy, lekko zamglony brzeziniak, miejsce zazwyczaj ponure i osnute oparami, dziś złoci się w prześwitach. Po kilku dniach szarugi, wreszcie pokazało się słońce. Jutrzenką rozjaśniało, i na moment rozegnało smętne mroki jesieni. Jak niewiele potrzeba, aby zaczarować ‘’smętny’’ las!

Jedni wędrowcy lubią to miejsce, inni omijają z dala lub przyspieszają kroku, jakby jakaś groza czaiła się w nieprzebytych czeluściach gąszczy.

Może ją wyczuwają. Może coś tam się stało. Ponoć dawniej były tu leśne bagna. Kroki pochłania miękki torf, a dziki wykopują czarnoziem na buchtowiskach. Dla mnie ten fragment lasu jest bajeczny. Pociąga, choć gęsto zarośnięty. Mami, opowiada, i wzywa. Tętni pierwotnią czasów. Tu drzewa wywracają się same ze starości lub padają pod zębami drwali bobrowych. Nieprzebyta jeżynowa cheretyna i zwaliska gałęzi, murszejące wykroty. Gdzieś tam, mają najcichsze ostoje zwierzęta…Wahasz się, czy zapuszczać wzrok w dal, a nie daj, rozegnać ciszę i podążać. Tam mówią wieki.

I również ja byłem jednym z tych, co zwykle w biegu mijali ten fragment.



Dziś jest inaczej. Knieja woła. Jakby pokazać chciała, zalśnić klejnotami, ofiarować je Duszy. Żeby zostały opowiedziane. Toteż przystaję i fotografuję. Skąd wiem, że się zatrzymać? Mówią mi to drzewa. Każde przystanięcie, zwolnienie z zachwytu, powoduje ruch wysoko w koronach drzew. To znak. I wiem, że mam tam iść. Kilka kroków, i nagle objawiają się genialne ujęcia, światło, szczegóły, obrazy. Nie szukam, same wchodzą w kadr.

Zwykle zagajniki brzozowe kojarzą się z przestrzennym, świetlistym tłem, zieloną trawą i taką jakąś promienną przejrzystością, która zachęca aby wkroczyć. Tu jest odmiennie. Cienie trzymają straż. Napawają jakąś grozą. Część brzóz zdążyła naturalnie zamrzeć, inne oplatają chciwe ramiona ciężkiego bluszczu i jego brodate korzenie. Ależ klimat. Brrrr i zarazem WOW.

Śmigła wiewiórka znikąd pojawia się na pniaku. W pyszczku trzyma zasuszone jabłuszko. Chyba. Ostatnie zapasy lądują w dziuplach i zakamarkach. Rudy płomień przeskakuje lekkimi pląsami przez drogę i w śmigłej gracji zdobywa najbliższe drzewo. Potem na kolejne. Podążają za nią ciekawskie sójki.



Kroki toną w głębokiej kołdrze szeleszczących liści. Opadły już niemal wszystkie. Ten pogłos wygrywa radosne melodie. Nie mogę się oprzeć – celowo szuram bardziej i rozkopuję na boki. Może dlatego, że to pierwszy raz tej jesieni. Owa kołdra w ciągu niespełna dwóch tygodni, zdążyła już zmienić swoją barwę i zapach. Jest bardziej wymięta, szara, choć wciąż świeża i aromatyczna. Zmięte, gnijące od spodu listki, osiadają w nozdrzach kwaskowatą nutą. Spieszmy się cieszyć jesienią. Tak wartko przemija.

Szlak prowadzi brzegiem sennego jeziora. W gąszczach osiadają pierwsze mroki. Słońce zeszło już nisko. Zaplata smugi pomarańczowych przebłysków. Pod jednym mijanych wykrotów przystaję jeszcze na chwilę. Chcę zrobić ostatnie zdjęcie. Chwila zamyślunku nad kadrem… Nagły furkot skrzydeł. Z wykrotowej czeluści wylatuje – ‘’jarząbek’’? Stoję oniemiały, a on gdzieś tam znika… Sylwetka, wielkość, środek lasu – zgadza się. Głowa natychmiast oponuje. ‘’Przecież to nie to miejsce, on tu nie występuje’’ – w końcu to Wielkopolski Park Narodowy. I czemu tak jest? Niemal jak radar, wychwytuję obecność ptaków i zwierząt, zatrzymując się bez planu.

Nad brzegiem ostatnia chwila na postój i posiłek. Siedzę na powalonej kłodzie olchowej. Mozaikowy teren pełen pagórków i wzniesień, dał się we znaki mięśniom. Tu wita nas cień płynącej bezszelestnie kaczki. Oswojone z mrokiem oko jeszcze widzi – rytmiczne kółeczka co i raz malujące okręgi na ledwie podświetlonej tafli. Ryby już żerują. Chwytają ostatki jesiennych komarów.

Powietrze zmieniło się. Ostro wnika do płuc. Czuć w nim powiew zimy. Rozelśnione iskry gwiazd przebijające teraz żywo sponad bezlistnych koron drzew. Zmierzch już dojrzał. Zapadł tak prędko. Pora się spieszyć. Nie wziąłem dziś latarki. Dalekie pohukiwanie sowy zwiastuje długą, zimną noc. Ostatni wędrowcy wychodzą z Puszczy.

PS. Zanim przejdziesz do kolejnych fotografii, musisz wiedzieć, że to starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Dalsza część fotorelacji:









Wasze ulubione Drzewa Mocy. Przesłanie z fotografii.

Czasem przysyłacie do mnie na maila swoje ulubione Drzewa ❤ Dziękuję za każde z nich, i to że mogę z nimi się spotykać w rozmowie ❤ Spotkania z Drzewami zwykle są dotykiem błogostanu, czułym muśnięciem Duszy i pełnią w byciu. Są przypomnieniem czasów, kiedy nie używaliśmy słów, aby się porozumieć. Wszystko płynęło przez serce. Choć opisuję, to nie do opisania. Tak też było i tym razem, kiedy spojrzałem na przesłane mi zdjęcia od Czytelnika. Od razu wzruszenie, i wejście na wysoką falę energii Zródła, do której poniekąd nie byłem przygotowany… Bo trzeba wiedzieć, że drzewa jeśli nic im dobitnie nie przeszkadza, przeżywają zupełnie inaczej niż my. Mocniej. Prawdziwiej. Ich stan doświadczania, można porównać do nieustającego zakochania w życiu, z każdym dniem coraz większego… I w kontaktach z sobą, dają to niekiedy odczuć.

Oto drzewa Anny, które odwiedza ona na swoich wędrówkach, w miejscu gdzie mieszka.

Gdy zerkałem na fotografię, najpierw przychodziło do mnie usilnie tylko jedno słowo. BEZCZAS. O czym Ty chcesz powiedzieć, kochane Drzewo? To co będzie poniżej, to w całości fragment tekstu / odczytu, jaki wykonałem dla Anny na jej prośbę. Drzewiec odezwał się w te słowa:

Bezczas wiedzie, rządzi tutaj
Czego też wędrowiec szuka
Kim Ty jesteś, i skąd pytasz
Jak zaglądasz, czemu czytasz
Z mego świata
Przemówiły pieśnią lata
Moje

Bezczas sądzi, człowiek błądzi
Wciąż próbując rzeczy sprawiać
Mądrość co wszechświatem rządzi
Jej nie trzeba tu naprawiać

To drzewo wygląda na starsze niż z pozoru, mądre, harde i mocne. Nadaje ton tej przestrzeni, i można powiedzieć, ‘’rozdaje energetyczne karty’’ silnie pracując wolą wobec innych drzew w oddali. Jest tu kimś ważnym, z jeszcze większymi aspiracjami. Trochę Strażnik, a trochę Pasterz. Nie dziwię się, że do niego przychodzisz, sam bym go nie pominął. Też nie jestem w stanie stwierdzić, jaki to może być gatunek. Gdybym miał typować po pniu, to buk, dąb czerwony lub grab? Na potrzeby tego rozeznania nazwijmy go Rubinokrzewem 🙂 Zdziwił się, że do niego zaglądam i miał chyba jakąś zagwozdkę, aby zrozumieć co się dzieje. Nie tak od razu wpuścił do swoich spraw.

Zarazem wydaje się mieć łagodne dni, kiedy zachęca do kontemplacji otaczającego świata. Jest w nim trochę niezgody na coś, co dzieje się dalej. Coś wie, wyczuwa, widzi i jest mu przykro. Niekiedy chciałby być człowiekiem. A może nawet już był. Przypomina mi mędrca. Gandalfa. Przypomina również ‘’CzarDrzewo’’ z gry o Tron, czy to elfowe z Tolkiena. Niesamowity. Myślę, że nie przypadkiem do siebie przyciągnęliście, a współpraca i wzajemne wysłuchanie może wiele wnieść. Jest trochę nieufny, niepewny wobec nowych osób, ale Ciebie już zna. Niekoniecznie ma ochotę wnikać głęboko w sprawy ludzi, raczej jest takim drzewem, które nawiąże głęboką więz z jedną tylko osobą. Jest to nawet wpisane w jego ‘’plan doświadczania’’. Możesz śmiało zrobić z nim dłuższą posiadówkę, samotną, bez zwierząt.

Bezczas sądzi, człowiek błądzi
Wciąż próbując rzeczy sprawiać
Mądrość co wszechświatem rządzi
Jej nie trzeba tu naprawiać

~ Głębia jaka zawiera się w tym zdaniu… Nie potrafię nic więcej do tego wypowiedzieć.

Lipa jest śliczna, smukła i zgrabna. To chyba ta drobnolistna. Z bardzo łagodnym, pogodnym nastawieniem do świata, życzliwym, choć nieco bojaźliwym. Nieśmiałym. Ale jest ciekawska. Bardziej otoczenia, niż ‘’leśnej’’ wiedzy o swoich korzeniach. Chciała by rozumieć… Wszystko, co się dzieje, i o co tu chodzi. Przypomina młodą ludzką duszę. Ogrom optymizmu. Sporo spontaniczności. Czuję jak szeroko uśmiecha się do mnie, i wiem że miałbym trudności ze znalezieniem tu porozumienia, z uwagi na jej niespodziewane emocje. Trochę daje mi siebie poczuć – jakie to wspaniałe, rześkie, radosne i lekkie. Ale Tobie będzie łatwiej, jesteście z sobą kompatybilne. Nie musisz się przytulać, wystarczy usiąść obok i obserwować. Jest zupełnie inna niż Rubinokrzew. To taka kiełkująca, Moc Dobra, która dopiero zaczyna uważnie, świadomie spoglądać, i dziwić się życiu. Ona sama do końca nie wie jeszcze czego chce, sprawia wrażenie nienachalnej (ta nieśmiała smukłość). Jakby chciała nie przykuwać do siebie zbytnio uwagi. Uwielbia śpiewać, i rozwesela tym samym całą okolicę. Lubią ją ptaki. Inne drzewa mają niekiedy dość 😉 Podziwiam jej szczerość i prostotę ducha. Przypomina mi Anastazję z opowiadań W. Megre. Takie coś, chciałbym spotykać wśród ludzi. Lipa śpiewa czułymi, wpadającymi w duszę sylabami, choć nie ma tu słów. Przypomina najbardziej elfowe pieśni. Coś mogę z tego przełożyć:

Jestem Jaaaaa
Szczęście mam
Śpiewu ptak
Dobra znak
Rosa lśni
Dobrze mi
Będzie deszcz
Dobrze też

Jestem Jaaaa
Ze mną świat
We mnie świat
Jestem Tuuu
Ziemio znów
Jestem i już


Co za prostota i moc, radości płyną z jej piosenek. Moja dusza rozpłynęła się w tym. Twojej lipie życzę zaś, by mogła cały swój żywot spędzić w takiej energii jaką głosi. ‘’

Dziękuję Annie za to głębokie spotkanie z dalekimi drzewami i przypomnienie o tym kim one są, a jacy i my jesteśmy. Niech te pieśni będą z Tobą i zawsze otulą dobrym szelestem.

A może od tego czasu, wysłuchałaś i spisałaś już nowe? 🙃

_____________________________
_____________________________

🌲 Kochani, a jeśli macie ochotę dowiedzieć się czegoś o drzewach które są Wam bliskie, można wysłać do mnie ich fotografię. Tak jak na podstawie zdjęć twarzy spisuję osobiste przesłania Waszych DRZEW MOCY, tak i tutaj fotka wystarczy aby połączyć się z energią drzewa, i posłuchać jak żyje lub co chciałoby przekazać. Odczyty wykonuję w podziękowaniu dla tych, którzy wspierają moją pracę na PATRONITE lub POMAGAM. Niekiedy trzeba na nie trochę dłużej poczekać.

Zapraszam serdecznie do kontaktu, komu potrzeba wieści – jeśli będzie to możliwe, przekażę jego opowieść ☺️

czeremcha27@wp.pl



Ostatnie dmuchawce jesieni. Puchaty cud listopada, który musisz zobaczyć.

Kiedy planuję dzisiejszą wyprawę, postanawiam, że ani trochę nie będę na niej pracować, robić zdjęć, nagrywać, pisać wierszy itd. Grubo z tydzień nie byłem w lesie, i dziś ciągnie mnie… naprawdę daleko. Gdzieś za Stawy Objezierza. Za oknem swego pokoju zdziwiony słyszę dzierlatkę – co ten ptaszek robi na osiedlu? Rzadko już bardzo je słychać. Myślę sobie jednak wtedy, że ptak oto potwierdza mi kierunek dzisiejszego wypadu, czyli łąki i pastwiska w rolniczej okolicy, swoją drogą naturalny habitat dzierlatek.

Ptaka słyszę jeszcze potem kolejne 3 razy – przy wjezdzie na Jesionowy Szlak, na przystanku pod Klonem Kosturem, i na wyjściu ze szlaku. Cały czas mnie prowadzi, a ja uśmiecham się, bo wiem, że coś tu się kroi. Dziś wzywa mnie daleki Jesion, który dał mi się poznać latem jako Drzewo Bardów, i miał dla mnie ogrom wszelakich znaków. Teraz znakiem jest świergot ptaka. Jak okruszki, pozostawiane na ścieżce w lesie… Ja zbieram uchem, i podążam…

Na szarym, lekko gasnącym horyzoncie szybko osiada słońce. Bezlistne drzewa październikowego ostatka, jakby próbowały nagimi gałęziami jeszcze pochwycić jego promienie. Na dłużej. Zdążyłem idealnie aby… Zrobić zdjęcia ^^ Szkoda przepuścić takie chwile. To dopiero moja druga wizyta tutaj. Z traw podnoszą się nagle trzy sarny i umykają lekko ku mgłom. Mgłom! Rozglądam się zdumiony – delikatne kożuszki pełzną nisko nad ziemią.A przecież od paru dni próbuję i wyczekuję nocy kiedy się zamgli, aby spotkać się z białym oparem na samotnej wędrówce… I od paru dni, nic. Od tej chwili wiem, że tą wyprawę prowadzi moja Dusza, i to wszystko co się dzieje, to jakby przygotowane specjalnie dla mnie. A częstuj się, człowieku. Ptak, sarna, drzewo, mgła? Czym tylko chcesz.

Mgły są żywe, baśniowe i nienasycone. Pełzają, podnoszą się, suną. Łąka oddycha. Życie żyje. Woda wędruje. Żywioł pracuje. Smugi, pasma, zasłony, firanki. Skrywają tajemnice. Szeptają chłodne baśnie. Bo właśnie taki rodzaj mgieł, jest tym z tych najzimniejszych. Maszerując przez ich królestwo, trzeba naprawdę dobrze się ubrać. Odkąd pamiętam, mogłem godzinami wpatrywać się jedynie w same mgły, spoglądać na ich pląsy, tańce i ruchy. Są hipnotyzujące. Nierzeczywiste. Jak nie z tego świata, a przecież jego esencją, wyrazem istnienia. I wtedy je zauważam… Ostatnie jesienne dmuchawce, które zdążyły jeszcze przyoblec się w puch. Bieleją na tle szarzejącej zieleni, jak śnieżynki. Eteryczne kuleczki. Za nimi dogasają ostatnie kolory wieczoru. Wystarczy się nachylić, położyć, aby całym istnieniem zanurzyć w czarodziejski spektakl przemian. Maleńkie ‘’bałwanki’’ wnet pokrywają się rosą, pochłaniając maksimum wilgoci mgielnej, do swych puchatych wnętrz. Wnet stają się zmierzwione, poszarpane i nasiąknięte. Dzielne zmarzluchy. Mgła sunie ponad nimi, równie biała i delikatna jak one. Może to dmuchawcowe sny? A może tak wyglądają właśnie, spełnione marzenia Wędrowców 🙂 Tam, gdzie zaprowadziły dzierlatki.

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego puchatego!

CZAS PRAWDZIWYCH MGIEŁ. Święto Dziadów na polach i zjawy mgielne.

Jeszcze przed zachodem słońca, ziemię spowija szary opar mglistej powłoki. Gęstnieje w szybkim tempie, nietypowo. Dojrzewa i syci do pełna. Nadciągnął znikąd… Aby na pewno?

Trudno mi wciąż uwierzyć, co tak do końca wydarzyło się dzisiaj z pogodą. Było słoneczne, sielskie popołudnie. Planowałem wypad na krótkie wygrzewanie w promieniach zachodzącego słońca. Tymczasem w ciągu 30 – 40 min zrobiło się… tak jak widzicie. Nim byłem gotów, wszędzie wisiało ‘’mleko’’. Nie namyślając się wiele, ubrałem, spakowałem i pognałem rowerem pod las. Cały radosny i podekscytowany, jak długo nie było. Wreszcie nadciągnęły! Pierwsze listopadowe mgły. Od dawna chciałem się spotkać z takimi. Moja dusza chciała. Po coś.

Jesionowy Szlak okryty zadumą. Tu wciąż żyją wspomnienia. Podążam nim. Widać ledwie na 20 – 30 metrów. Na badylach i patykach, wilgoć osadza błyszczące perły diamentów. Perliste sznury przezroczystych klejnotów, przejrzyste jak łzy. Zda się słychać, jak srebrzyście dzwonią, niczym czarodziejska kalimba. Jeszcze wtedy nie wiem, że nocą w świetle latarki będą się jarzyć jak oczy…

Siedzę pod moim ulubionym Klonem, opiekunem szlaku. Dziś nie mogę wyczuć za bardzo jego energii. Jakby zupełnie ją wycofał, dając swobodną przestrzeń na to co dzieje się tu teraz. Jeszcze wczoraj byliśmy w pełnym kontakcie…Jest tajemniczo. Uroczyście. Nieco może strachliwie. Kap. Kap. Cyt… Mglista zasłona przywiodła swoją muzykę. Ona koi umysł. Wilgoć skrapla się z koniuszków gałązek, i opada z szelestem niczym deszcz. ‘’Pada’’, ale tylko pod drzewami i krzewami. Miękko lądują opadające liście. Ciut głośniej niż zwykle. To przez wilgoć. To cisza dzwięków. Pierwotna melodia mgły. Nagły łopot klaszcze nad głową. Chyba wylądował jakiś większy ptak. Spoglądam w górę i raptem dwa metry nad głową, zauważam wiszącego dzięcioła. Kolejny łopot. Ptak przeskakuje. Jak wyraznie brzmi, w tej ciszy mgielnej. Ptasia przestrzeń ożywia się nagle. Tak jak było cicho, słychać teraz mazurki, sikory, kosy, a jakiś nieznany w oddali śpiewa… Przelatują siewki. Mimo wszechobecnej ponury, ptaki zachowują się jakby trwał właśnie pogodny, słoneczny wieczór.

Mrok gęstnieje i potężnieje z każdą chwilą. Mgła jeszcze nabiera mocy. Rozmywa kontrasty. Kropelkami osiada na rzęsach. Przenika ubranie – wierzchnia warstwa robi się taka jak po praniu. Powoli przestaję widzieć najbliższe drzewa. Dzwięki teraz zmieniły się, stały bardziej wyraziste i rytmiczne. Wciąż się oglądam za plecy, bo mam wrażenie, że słyszę kroki, ktoś tam skrada, podchodzi i zaraz za mną stanie. Wmawiam sobie, że to tylko myszy…

…Przyszli! Czuję. Czuję ich obecność. Przodkowie, Dziadowie, Duchy. Po polach snują się, śpiewają, szurają buciorami, zawodzą, jęczą, wołają. Tam, w tej mglistej pustce, gdzie pogrąża ich szara otchłań. Dokądś wędrują. Dusza pozwala zobaczyć kawałek. Wtedy widzę kędzierzawe ‘’stworki’’ kołyszące się gromadą w niemym pochodzie. Wnet znikają, zlewają się z szarą ścianą siwego widnokręgu. Ale nie wszystko chcę oglądać. I wiem, że nie jest to zwyczajna mgła. Nie przypadkiem zjawiła się dzisiaj, w wigilię Święta Umarłych. Nadciągnęła po to, aby zakryć. To zasłona. Żeby ludzie za dużo nie widzieli, jak pracują zaświaty. Zmarłym i zjawom pomaga przybierać formy, wraz z wodą docierać z prośbami i życzeniami do ludzkich serc, przenikać ku bliskim. To sygnał, widoczny znak dla Wędrowców i Wiedzm. To teraz – otwierają się wrota Nawii. Czyńmy. Dziękujmy. Bądźmy z nimi. Zostawmy jakiś dar. Zapalmy ogień.

Wraz z ostatnia oktawą widoczności, nadlatują klucze dzikich gęsi. Ciągną ponad szlakiem. Nie widać ich. Tylko głos. Niesie się ponad, i opada gasnąc w mgłę. Przypominają mi fragment rozmowy z Duchami Przodków z zeszłego roku, na pożegnanie:

Gęsi te, co ponad nami
I wołają, okrzykami
Za ich śladem podążycie
Poprowadzą znakomicie
Tam gdzie Światła panowanie
Zakończycie w nim swój taniec

Bo gęsi lecąc wysoko, są zawsze ponad mgłą, widzą na horyzoncie jutrzenkę wschodu lub zachodu. Nocny pochód przez pole jest takim, jakiego dawno nie pamiętam. Z widoku zniknęły mi wszystkie możliwe punkty orientacyjne: kępy zarośli na horyzoncie, maszty drzew, wszelkie światła. Jest tylko Wędrowiec i siwa zasłona tajemnicy, może zagubienia. Trzymam się miedzy, a z nią kierunku. Tak dotrę do jednej z czatowni. W świetle latarki dopiero widać, co tu się dzieje. Niedaleko, sylwetki. Nie wiadomo zwierząt, czy…Lornetka dziś bezużyteczna. I wieje. Miniaturowe kropelki tańczą i wirują bez opamiętania, gdzieś lecą… Jakby miały swój cel. Delikatny wiatr czuć na twarzy. Mimo to, on mgły nie rozwiewa. Skądś ją przynosi. Ona płynie. Jeszcze wczoraj ruchy powietrza bez problemu rozegnały tworzące się w dolinach zasłony. Co się dzieje? Znikam, zatracam w białawej pomroce. Mętna sylwetka dalekiego wędrowca, ze świeczką w dłoni. Co za klimat. Czasoprzestrzeń wariuje. Idę niedaleko przecież, po trasie dobrze znanej. A mam poczucie, jakbym szedł kilka godzin, a ten marsz miał nigdy nie zakończyć. Z napięciem wypatruję krzewów, służących mi za punkty odniesienia, gdzie jestem. Z ulgą je witam.

W czatowni leżę na desce i wsłuchuję w odgłosy dalekiego świata. Gdzieś daleko, słychać ostatki kukurydzianych żniw. Pogłosy aż nie pasują do tej eterycznej aury. Dziś nie da się niczego obserwować. Mgła pochłania, a zarazem i przenosi dalekie dzwięki. Łudzi ucho. Jakby na tych mikro – kropelkach żeglowały strzępki fal dźwiękowych. Bardzo czuję bicie swego serca. Jego miarowy, spokojny ruch. Dziękuję za jego wierną pracę. To już tyle lat. A ja wciąż wśród żywych – doświadczam. To dobra chwila, choć wszystko co robię, może postronnym wydawać się szaleństwem czy marnotrawstwem. Ogrom uczuć i emocji, puka do wyjścia. Pozwalam im mówić. Nie wszystkie są ”miłe”. Przytulam radością z tych mgieł. Myślami wędruję do przodków. Może właśnie o to chodzi? Każdy wspomina i celebruje na swój sposób. Ktoś wycina dynię, inny wędrówką.

Jak pewnie pamiętacie, każdego roku działy się u mnie mocne procesy w te dni, które opisywałem w częściach. Tego roku zapytałem przodków – a co jak mogę dla Was zrobić? Czy czegoś sobie życzycie, coś powinienem, mogę, potrzebujecie? Zwykle każde spotkanie z nimi, zawierało jakieś konkretne wskazówki, odnośnie co powinienem czynić następnym razem. Jednak w 2021 nie otrzymałem prawie żadnych wytycznych. Tylko tyle, że mogę zorganizować ”dziadowe” spotkanie z ogniskiem, dla chętnych przyjaciół.

– Czas rytuałów się skończył dla Ciebie. Idz, i żyj najpiękniej jak umiesz. Tak najbardziej wspomożesz nas wszystkich. Tak najlepiej nam podziękujesz – powiedzieli…

Bo czyż nie o to chodzi? Czy żyjąc i robią wspaniałe rzeczy, (i pomniejsze) nie przynosimy hołdu i chwały naszym Rodom? Składamy uznanie dla ich starań i życia? Dziś otwierają się bramy zaświatów. Gdzieś tam we mgłach… Oni już czekają. Nie tylko na smutek, tęsknotę czy rozpacz. Także na radość, świece, tańce, ucztę! Łakną tego najbardziej. Ty człowieku, po prostu żyj. Bo życiem największy przyniesiesz im dar.


__________________________________
__________________________________

WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania pojawiają się już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami i nie chcesz stracić dostępu do moich treści, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną pracę. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok.  Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z niej w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu. Członkowie społeczności mają zniżki na nasze kniejowe wyprawy i warsztaty, a o wszystkich wydarzeniach dowiadują się pierwsi.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego mglistego!



Dlaczego płaczemy przy drzewach?

Zdarza się często, że przy drzewach płaczemy. Miał okazję chyba każdy, kto tylko bardziej zajrzał w świat dendroterapii. To rodzaj głębokiego wzruszenia, jakiego nie doświadcza się chyba nawet, przy żadnym człowieku… Napisała do mnie Małgosia, która była u mnie na wędrówce prawie 2 lata temu. Z takim właśnie pytaniem – dlaczego? Bo Seba, ja nie mogę z tym dębem się skomunikować, bo wciąż płaczę gdy tylko się zbliżam…A to właśnie ta komunikacja jest, w całej swej okazałości się dzieje 🙏 Pomyślałem, że to dobry moment, aby przekazać szerzej jak to widzę, ‘’w pigułce’’.

Drzewa konfrontują nas z ogromem dobra. Spotkanie z nimi to wejście w pole pierwotnej, czystej formy Miłości, którą są i dzięki której tworzą swoje otoczenie. To potężna aura, prawdziwa Moc Dobra, i kiedy zanurzamy się w niej, niejako rozpuszczamy swoje jestestwo… Dla nas, żyjących na co dzień w feworze swych spraw, dla naszych Dusz i Podświadomości to trochę szok. Trudno nam w to uwierzyć, że jakaś forma życia tak istnieje, i to cały czas, i takie to proste. I, że jakaś istota przyjmuje nas tak po całości, bez oceniania, interpretacji, z każdą naszą historią. Ja się od tego wzruszam właśnie. Ale jak to – przecież jestem taki/śmaki, a ktoś tak po prostu przytula po całości, jakby wszystkie ‘’zło’’ jakie wyrządziłem w życiu, nie miało znaczenia? Ciało też czuje działanie tej energii, i wtedy puszcza różne blokady, bariery, traumy, doświadczenia, to też może być przyczyna tego płaczu. Gdy coś się uwalnia. Dużo łatwiej przy drzewie, skonfrontować się z tym, co na co dzień wypieramy. I dlatego, różny może być nasz płacz. Wiele pokażą emocje lub wspomnienia, jakie się wtedy pojawiają.

I druga strona, drzewa pokazują nam to, co drzemie w nas samych. Że też mamy w sobie taki zasób Miłości i dostęp do niej. Jesteśmy nią. Że też możemy tak czuć i być. To rozbraja totalnie…

Mam tak nie ze wszystkimi drzewami, z niektórymi niemal zawsze. Wystarczy dotknąć lub się zbliżyć, i następuje ‘’potok’’. Pozdrawiam w tym miejscu niejakiego Dęba ‘’Puchacza’’ z Puszczykowa 🫠 Ty wiesz…

Ogromną radość wnoszą mi takie wiadomości – pokazują, że wyprawa ‘’pracuje’’ w Tobie jeszcze długo po naszym spotkaniu. To jak lokata długoterminowa – procentuje w czasie. Że inspiracja jaka z niej płynie, napędza już potem do własnych wycieczek i odkrywania własnych Drzew Mocy na swojej ziemi. I o to mi głównie chodzi – pokazać, podzielić się swoim postrzeganiem i czuciem, zachęcić do dalszych poszukiwań na własną rękę. Zmienić zwykłe codzienne spacery, w wyprawy pełne magii, odkryć i zachwytów.

Niektórzy wracają do mnie regularnie po więcej, korzystając z opcji 3 -5 dniowego Turnusu Wędrownego w ciągu roku, umawiają z góry kilka wizyt. Dla innych wystarczył jednorazowy impuls aby dalej odkrywać samotnie. Dziękuję za każdego z Was przez te wszystkie lata, za każde pytanie, gawędę, osobisty powód, który przywiódł Was do świata Szeptów Kniei.

Jestem ciekaw jak Wy to widzicie? W jakich sytuacjach zdarza się Wam wzruszyć pod Drzewem? Można napisać w komentarzu.

Na kolejne wędrówki i zajęcia dendorterapii zapraszam w szaro – szeleszczącym, mglistym i tajemniczym listopadzie, a także u progu mroznego grudnia. Jestem dostępny dla Was głównie weekendowo, choć można też umówić się też w tygodniu, z odpowiednim wyprzedzeniem. Na miejscu są noclegi, i wszystko czego potrzeba dla gości z daleka. Wyprawy są zawsze dopasowane pod wiek i kondycję uczestników, to bardziej lekki spacer z odpoczynkami, robiony etapami, a nie mozolna włóczęga. Również dla seniorów i dzieci. Zapraszam serdecznie do Wielkopolski.

Kontakt i zgłoszenia: czeremcha27@wp.pl

_________________________________
_________________________________

WAŻNE WIEŚCI: To starszy wpis z 2022 roku, który zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie już wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania wrzucam WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z niej w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu. Członkowie społeczności mają zniżki na nasze kniejowe wyprawy i warsztaty, osobiste sesje, przesłania. O wszystkich wydarzeniach dowiadują się pierwsi.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!


Czas liści. Czas opowieści. Godzina jesieni.

W lesie zaczął się czas liści. Cyt, cyt, psst… opadają miękko, szeptając senne modlitwy jesieni. O tej porze roku Knieja wyjątkowo pieści zmysły Wędrowców – kolorami syci oczy. Ciepłą nutą łaskocze w nos – aromaty świdrują, przenikają i osiadają gdzieś w głębi… Ciekawską czujnością zachodzi w uszy. To muzyka barw, przenikająca melodia przemiany, która właśnie rozbrzmiewa pełną oktawą dzwięków.

Preludium przed szarością mglistego listopada. Szybko, do lasu!

Dzień ciepły, październikowy, spokojny. Wędruje leniwie, jakby nie chciał za mocno zaszeleścić, po złotym dnie puszczy. Barwne dywany ścielą się jak kołdry, przeplatane, wielokolorowe pasy. Wyznaczają granice i zasięgi konkretnych gatunków drzew. Podczas wędrówki widać to teraz wyraznie – zupełnie jakby przekraczało się granice osobnych, leśnych państw. Ta dzielnica należy do buków, tam klony… Tu dąb czerwony, dalej lipy… Każdy z ‘’dywanów’’ ma już z daleka inny wygląd, każdy też szeleści i osiada pod stopami inaczej…

Dobrze zasiąść wtedy pod drzewem, i posłuchać jak zwiewne ‘’papierki’’ szemrają, lądując na ściółce. To nieustannie płynąca opowieść. O dostatku, spoczynku, i przemianie. O zimowaniu, schronieniu, przetrwaniu. O gotowości życia na mrok. O odwadze wobec wichru, zgnilizny i mrozu. O byciu – sensie…

Niektóre wręcz wchodzą na głowę – tyle powiedzieć by chciały…

Zapraszam też Kochani na jesienną odsłonę moich przyrodniczych warsztatów, do Wielkopolski, krainy Szeptów Kniei.

To jedyne takie zajęcia w Polsce, połączone ze sztuką dendroterapii, dzwiękoterapii, relaksu i przygody. Na których jest przestrzeń zarówno na osobiste procesy, jak i pełną swobodę w akceptacji tego z czym przychodzisz lub się zmagasz.

To chwila dla Ciebie, Twoich spraw, dla Duszy.

Każdemu z Gości poświęcam niemal cały dzień swojej obecności. Uczę świadomej i cichej obecności, tak aby jak najmniej przeszkadzać dzikim mieszkańcom lasu. Podpowiadam jak odczytywać przesłania i pracować z energiami przyrody. Razem wędrujemy i słuchamy co mają do przekazania Drzewa, w poszukiwaniu własnych odpowiedzi.

Jest też zwyczajna prostota i dobre jedzenie, obserwacje zwierząt przez lornetki, tropienie, ciekawostki przyrodnicze, gawędę, wypad rowerowy i nocną wyprawę po polach i wiele innych. Zapraszam także rodziny, osoby starsze, razem i w grupach.

Kontakt i zgłoszenia:

czeremcha27@wp.pl





Entowie z Rogalinka żegnają słońce. W obiektywie Wędrowca.

Tam, gdzie zagląda rozlewami w podtopieniach szczęśliwa rzeka, prastarzy Entowie od wieków żegnają słońce. Miliony różnych zachodów które minęły – Oni musieli tu widzieć już chyba wszystkie możliwe odsłony, od początku czasów. Przez leciwe konary zaczynają przenikać złote nicie. Może to błogosławieństwa Zrodła. Niebo barwi się pomarańczą, jak tylko w jesienny dzień Babiego Lata potrafi. Czernieją ogromne cielska, ich cienie z każdą chwilą nabierają spełnienia i mocy. Jakby tylko czekały aż słońce zgaśnie, by ruszyć na spacer po łąkach.

Słoneczne opary mieszają się z powietrzem, tworząc drgające smugi, majacząc zwidami. Prześwietlone sylwetki nagich Dębowych Wojowników, co to sterczą wręcz w chwale – jak proporce wojsk wbite ku pamięci największych wyczynów. Na niektórych zdają się wspinać jakieś stwory… Dopiero teraz widać ten ogrom istnienia, jaki jest udziałem sędziwych drzewców. Obrazy malują się same. Budzą jeszcze głębsze refleksje. Stoję nieporuszony, jak one. Momentami biegam i przypadam do ziemi – chcę ułamek z tego co się tu dzieje, uchwycić, oddać, pokazać. Na dalekim sztorcu gałęzi w zakolu rzeki, siedzi samotny kormoran.

Ledwie wyczuwalny wiatr, podnosi najlżejsze liście. Ciepło dnia gaśnie.

I miękko cichnie wszystko. Pachną wczorajsze buchtowiska. Mokre jeszcze od świtu.

Chłodne powietrze rozedrgał zew – budzącej się watahy dzików.

Zawołanie syte. Ruszają pod dęby na ucztę żołędziową.

Przenikający ciało prąd czujności gotowego Czatownika.

On już czeka na swoich braci.

Gdzieś daleko krzyczą żurawie – Stróże łąk. Blisko – siewki i czajki.

I nie wiesz, czy to zwykła noc nadchodzi, a może najbardziej tajemna ze wszystkich.

Taka, co dotyka Duszy spełnieniem najświętszym.

I co ja mam Wam tutaj jeszcze opowiedzieć? Po prostu szykuję plecak, kalosze i kurtkę jesienną na czuwanie. Na rześki spacer pod gwiazdami w pradolinie Warty. Tu mnie znajdziecie.

WAŻNE WIEŚCI: To starszy wpis z 2022 roku, który zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania pojawiają się już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna i działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z niej w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu. Członkowie społeczności mają zniżki na nasze kniejowe wyprawy i warsztaty, a o wszystkich wydarzeniach dowiadują się pierwsi.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!

Dalsza część fotorelacji:























Szlakiem pra – dębów Rogalinka: Świadkowie Historii.

Czasem aż trudno mi uwierzyć, że ostały się jeszcze takie miejsca. Gdzie drzewa mogą godnie żyć i umierać, odradzać się, kontynuując swój wieczny cykl aż po kres dni.

Miejsca, które przez całe moje życie znajdowały się tak blisko…

Zapraszam Was dziś na spacer szlakiem sędziwych Pra-Dębów w Rogalinku.

Tu, w dolinie rzeki Warty czas jakby zwolnił, zatrzymując się w czasach driad, bóstw, strzyg, chochołów i opowieści. A krajobraz przechował wspomnienia, zdjęcia i klisze z chwil jakie odtwarzają się tutaj, już jakiś kawał epoki. Kiedyś były tu łęgi, zanim człowiek zajął się użytkowaniem podmokłych łąk, wypasem bydła i koszeniem. To spowodowało zmianę dotychczasowego środowiska, i otwarło wrota do zasiedlenia przez wiele unikatowych organizmów roślinnych i zwierzęcych.

Spoglądam, rozglądam się i chłonę. Porozrzucane, maleńkie, ukryte i niewidoczne oczka wodne, skrywają dzikie kaczki i łabędzie. Gdy idziesz, są do ostatniej chwili niewidoczne. Tak samo jak rowy i strugi, przegradzające co jakiś czas swobodną połać łąki. Wszystko to, spowite szuwarami, turzycą i oczeretem tworzy mikro tajenka, w których ostoje znajdują co rzadsze ptasie unikaty. Wszystko dlatego, że rzeka ma tutaj niemal pełną swobodę – rozlewa się, meandruje, kluczy i krąży. Niewidzialne arterie sączą się przez obniżenia terenu i uskoki. Przez stulecia utworzyła odcięte już akweny, pozostałości po wielkich wylewach. Tu pracowała i tworzyła dzikość, widać to na każdym kroku. Może dlatego, tak dobrze tutaj czuje się Wędrowiec. Ależ musi śpiewać tu wiosną!



Teren, choć wydaje się idealny dla wielu ptaków wodno – błotnych, oraz bażantów, wcale jednak nie powala jakoś ilością napotkanych gatunków. Dziwię się, że nie ma żurawia, czajki czy choćby gęsi. Sprawa klaruje się po jakimś czasie wędrówki – otóż ostoja jest penetrowana przez największe utrapienie przyrodniczego świata zaraz obok hałasujących quadów – nieodpowiedzialnych spacerowiczy, puszczających tutaj do wybiegania swoje psy.

W takim miejscu nie zagnieździ się żaden większy ptak, choćby okolica była nie wiem jak zasobna w pokarm czy schronienia. Być może wczesną wiosną, gdy teren jest bardziej podmokły, jest jakoś inaczej? Dowiem się w przyszłym roku.

Ludzie podchodzą do tematu bardzo lekko i samolubnie, a ja obserwuję ze smutkiem to, jak pustoszeją kolejne regiony, gdy wzrasta presja w tandemie człowiek & pies. O ile nienachalną obecność spacerowicza, potrafią zwierzęta jakoś ogarnąć, bo zwykle nie zagląda on w miejsca lęgowe lub wypoczynkowe, tak penetrujący zarośla pies, szczekający na każdy ruch, goniący, jest dla nich nie do przyjęcia.





Tabliczka informuje o zakazie nawet wprowadzania psów, nie tylko ich puszczania. To Park Krajobrazowy. Chyba nikt tego nie przestrzega, ale wnet to się zmieni. Nie po to tutaj dotarłem. Moja Dusza czuje bardzo to miejsce, wsiąka weń od pierwszych kroków. Chce się nim zaopiekować. Generalnie to biegam od drzewa do drzewa i fotografuję, czołgam po ziemi, przepadam w trawach. Ania w tym czasie cieszy się słońcem, i chyba tym co wyprawiam, oraz ćwiczy yogę, staje na rękach.

Energia terenu jest niesamowita, i jeszcze się z taką nie spotkałem. Zupełnie inna jest ona dla drzew, które mają świadomość, że nic im tu nie grozi. Martwi ścielą się kłodami i zasilają witalność oraz wiedzę żywych, przenikają wzajemnie we współtworzeniu i wzroście. Nikt nikogo nie pogania. Nie czeka na surowiec, nie wymusza. Po prostu – dzieje się, jak od zawsze było. Kozioróg Dębosz cierpliwie wyrysowuje na spracowanych pniach, swoje wytrwałe wzory. Tworzy własne alfabety. Taki tutejszy kronikarz. Zaś człowiek opiekuje się jeszcze dębami, wykonując potrzebne zabiegi ratunkowe i konserwatorskie, starając się przedłużyć im życie.

Emanują tedy dębowie wewnętrzną pogodą, zaufaniem i spokojem. Są ciepłe i czułe, choć również nieco wyniosłe. Nie ma wśród nich cienia niepewności, nieufności, jaki spotykam nieraz u Drzew rosnących w mniej szczęśliwych miejscach. I wcale nie mają zbytnio ochoty zaglądać do świata ludzi. Tu im najlepiej. Jak w krainie Entów. I czytają z Ziemi i Wody znaki, że długo tak jeszcze będzie.



Wypoczywamy na powalonych kłodach, rozkładających białe konary nad nurtem rzeki. Niedaleko ponad drzewami krążą zgrabnie jakieś drapieżne ptaki. Ich lot jest zmysłowy, pełen gracji i subtelności. W lornetce rozpoznaję wycięty w ‘’V’’ ogon – to Kania Ruda! Ptasi symbol asertywności, odwagi, elegancji i wytrwałości w dążeniach, ale też konformizmu, wybuchowości i agresji. Choć zaiste jej zgrabne pląsy na wietrze, nijak tego nie zwiastują.

Ptaki siadają wysoko na jednym z olbrzymów, gdzie już do końca wyprawy odzywają się melodyjnymi głosami. Ale się z tego śmiejemy. Zupełnie niepodobne do drapieżnika.

Z ciekawością podchodzę do zamarłych, bielejących olbrzymów, którzy bez oznak życia wznoszą się jak gromkie pomniki świętej mocy przyrody, w których dudnią głuche opowieści. One najbardziej wzywają. Przykładam ręce – ze zdumieniem odczuwam, że Dąb jest ciepły i pulsujący, zupełnie jakby wciąż był żywy… ‘’Kożuch’’ energii / aury jest wciąż wyczuwalny i gęsty. Może podziemna część drzewa wciąż żyje, i jest dopiero w procesie ‘’odchodzenia’’? Może jest tak, że korzenie zostają aktywne dłużej? Choć myślę, że to właśnie owa wyjątkowa forma egzystencji obok siebie okazów żyjących i martwych, pozwala tej energii być tutaj, przenikać i tworzyć długo, bez przywiązywania się do konkretnego osobnika, drzewa. Ma się wrażenie, że nie rozmawiasz z jednym dębem, a całym narodem. Świadomość która przenika. Choć Dęby zachowują swoją odrębność i charakter, tu wszystko jest takie bardziej ‘’rozlane’’, szerokie, i grząskie – jak wiosenne rozlewisko tajającej rzeki.

Przypływają obrazy – zamglonych mokradeł, wiosennych rozlewisk, tańców, korowodów i pochodów z pochodniami w kupalne noce, jakichś bitew, polowań na zjawy, trwogi, jak i wędrówki spełnionych życzeń. Co tu się musiało dziać. Nie mam za dużo czasu by wchodzić w dialogi, do obejścia mamy spory kawał. Wrażeń ogrom. Gdybym miał eksplorować tu sam, poświęciłbym średnio cały dzień na 3 drzewa. Jeden z mijanych drzewców przedstawia swoje imię jako ‘’Widmo’’ i zaprasza do ponownych odwiedzin. Spoglądam z pokorą na ich srogie, odcinające się na tle nieba, krzepkie sylwetki.

– Pokonani przez czas… Ale nie przez własne słabości…

To zdanie powtarza się gdzieś ‘’w słyszeniu’’ kilkakrotnie. Czyżby mówiły? Słowa mocno osiadają we mnie.

Ania zna osobiście niektórych z tutejszych Mocarzy. Właśnie podchodzimy do jednego z nich. Obserwuję jak Stary Drzewiec wita swoją przyjaciółkę zrywem szumu liści, reaguje na jej wzruszenia. Moja przewodniczka opowiada, że często spotyka się tu fotografów przyrody, a nawet dziwne jeśli akurat ich nie ma.

Gdy ja podchodzę, Dąb nie zachowuje się w ten sposób, trzyma dystans, choć wnikliwie mnie bada. Chyba myśli, że o tym nie wiem. Jest zaskoczony, gdy pojmuje, że jednak wiem.

Jest bardzo ostrożny w dawkowaniu swojej energii ‘’obcym’’. Staram się być przed nim całkowicie otwarty, pokazuję obrazy ze swego życia, i znajomości z innymi dębami w mojej okolicy. To go nieco łagodzi. Ode mnie ma natłok informacji do przetworzenia. Nie jest pewien, czy chce we wszystko zaglądać. Od Ani odczuwa spokój. Drzewa znają tutejszych ludzi i ich zachowania. Rozpoznają w jakim celu kto chodzi. Czasem ‘’łapią się za głowę’’. Chodzi o wierzenia i przesądy, oraz współczesne płoszenia.

Dąb jest dorodny, żywotny i niesamowicie rozłożysty. Trudno objąć go w kadrze. Równie nie łatwo przeżywać jego majestat. Ramiona sięgają niewyobrażalnie w dal. Tak jakby chciał dokądś sięgnąć. Potęga swobody, która mogła kształtować się tak, jak poprowadziło ją Słońce i Dusza Drzewa. Każdy z nich ma tutaj wystarczająco miejsca. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo ‘’pospolite’’ gatunki mogą być piękne, dopóki nie zobaczy czegoś takiego.



Wokół wszędzie przelewają się oceany świeżych buchtowisk. Do tych wspaniałych dębów, przychodzą licznie gromady dzików. Zjawiają się co noc. Pachnie ziemia i żołędzie. Gleba odsłania przekrój zasobny w pędraki, żołędzie i nasiona.

Dąb wydaje się ‘’puszczać’’ napięcie związane z nową osobą która weszła w jego w przestrzeń. Ja uśmiecham się pod nosem bo już wiem – kilka zasiadek u jego ‘’pleców’’, a nasza relacja pogłębi się. Gdy on wejrzy w moją Duszę, kiedy będę zachwycał się tutaj watahami żerujących dzików. Słuchajcie, ten teren jest idealny na Księżycową Wędrówkę i nocne obserwacje zwierząt! Po pierwsze rozległe przestrzenie, gdzie można już z daleka coś wypatrzeć i dostosować swoją obecność, po drugie zamaszyste, suche kłody dębowe gdzie można usiąść lub położyć się na macie i pod kocem, przyczaić, zaczekać… Jeśli będziecie mnie szukać następnej Pełni Księżyca, z dużą dozą prawdopodobieństwa będę czuwał właśnie tam.

Wśród okrzyków szybujących kani i szelestów skrzydeł drozdów kąpiących się w oczkach wodnych, dogania nas zachód słońca. A z nim pierwsze smugi chłodu budzące się z nad bajorek, wypełzające z dołów i babrzysk. Teraz dopiero zaczynają się dziać zjawiska. Słoneczne opary mieszają się z powietrzem, tworząc złociste smugi, majacząc zwidami. Prześwietlone sylwetki nagich Dębowych Wojowników, sterczą wręcz w chwale, jak proporce wojsk wbite ku pamięci największych wyczynów. Na niektórych zdają się wspinać jakieś stwory… Dopiero teraz widać ten ogrom czasu i pętli w jakiej uczestniczą. Obrazy malują się same. Budzą jeszcze głębsze refleksje. Mam ochotę tkwić i nie ruszać się z miejsca. Dębowa ostojo dzików, legend i wędrowców. Na pewno jeszcze tu wrócę..

cdn

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego dębowego!

A tu dalsza część fotorelacji:



















Jesienne uroki starego młyna. Ceglana ściana żywej czerwieni.

W ruinach po Starym Młynie, czerwienią dojrzewa już jesień. Zobaczcie ❤️ Nadeszła w kolorach strojnych i wyrazistych, jakby rzec dobitnie chciała: JUŻ CZAS. Więc pysznią się i dumią pędy krwistego winobluszczu. Zachodnią ścianę, niemal całą w potędze swej opanował. Kwiaty bledną i gubią płatki. Zbliżam się od strony łąk. Zachwyt narasta z każdym kolejnym krokiem. Jeszcze 2 tygodnie temu pnącza były zielone, nie wyróżniały się szczególnie z ogólnego tła lasu.

Dzikie wino rozrasta się, wypełza na dach, szuka słońca. Przyjdzie czas, że pochłonie cały budynek, okalając go szczelnie zasłoną ostatniego zapomnienia.

Malowniczy ogród, pełen zdziczałych kwiatów wśród wysokich traw, dopełnia uroku tego czarodziejskiego zakątka. Wije się wstęgą wzdłuż rzeki, a kres swój pochłania w nieprzebytych zaroślach nad stawami. Tam już, pod starymi jabłoniami i orzechami, ciągną ścieżki zwierzęce. Sarny śpią niekiedy w ogrodzie. Nieustanny szum wody snuje się tutaj ponad jak rapsodia, w której zatracić się mogą wszystkie myśli. Jest tłem tego świata. Czas biegnie inaczej, a może uciął sobie drzemkę.

Przy okazji dowiedziałem się, że dziad mój i pradziadek, jeździli tu w wozy konne do młyna ze zbożami, kiedy ten pracował jeszcze. Rodowa podróż. Ostatnio uświadomiłem sobie – wszędzie gdzie chadzam i się zachwycam, wszędzie gdzie powstawały opowieści, są i ślady po przodkach. Tu i tam bywali. Pracowali, może nieświadomie i po to, by ktoś teraz mógł… Tymczasem zimne leciwe mury kruszeją cicho, choć nie milczą.



To tu tego roku dopełniło się rykowisko. Tu właśnie z całej okolicy zeszły się jelenie na swoje święto. Tu przeżyłem długo wyczekiwane, najpiękniejsze przyrodnicze chwile roku. Tu zobaczyłem pliszkę górską, kolejny zjawiskowy unikat do kolekcji wspomnień. Choć z początku głównie nocą, w ciemnościach i księżycowym mroku. Za dnia to miejsce, jakby wyjęte z czasoprzestrzeni, okazuje się być przystankiem uwolnienia w podróży Duszy. Oglądam jak sędziwy budynek, już przygotowuje się do zimowego snu. Najpierw przywdziewa kożuszek z pęczniejących mchów i okrywa baldachimem z opadłych liści.

Młyn. On wciąż mieli, tylko zamiast mąki miele sobie historie lasu i ludzi. Jakaż energia tego miejsca! Pomyśleć, że to tutaj tworzyła się cała obfitość i dostatek, dla mieszkańców okolicznych wiosek, to tu kiełkował dobrobyt, lub pierwsze zaglądało widmo głodu w chude lata. Pamięta wesela huczne, przysięgi tu wypowiadane, pracę znojną, starania leśnych myszy o suty zakątek i włóczęgi wędrowców. Obserwuje ‘’narodziny’’ ptasie w szczelinach murów. Pochłania do zakamarków ich gniazda i tajemnice. Jest ostoją…Życia i wspomnień. Tu żyje historia. W takich miejscach zasypia wieczność.



PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  pojawiają się już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna i działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!